Signagi

Rady Tamady cz. 2 – Kakhetia

04.01.2014

Krzysztof Nodar Ciemnołoński

Rady Tamady to pisane z przymrużeniem oka anegdoty i ciekawostki dla turystów, którzy wybierają samodzielne zwiedzanie Gruzji. Jeżeli jesteśmy w Tbilisi to możemy jechać na wschód – kierunek Kakhetia – Tushetia albo najpierw na zachód w rejony Morza Czarnego czy Swanetii. Wybraliśmy wschód. Wygodną szosą kakhetyńską docieramy po 30 km do Sagaredjo. Tutaj zaczyna się najstarsza historycznie część Gruzji, niezwykle urodzajna, tryskająca winem Kakhetia. W miasteczku skręt do David Garedji.

Jedziemy do zespołu klasztornego wykutego w skałach w VI wieku przez ojca syryjskiego Davida. Droga wiedzie przez półpustynię. Przemykają nam pod kołami greckie żółwie, czasami śmignie skorpion. Po 20 km Udabno – wymarła osada, onegdaj zamieszkała przez oficerów i żołnierzy sowieckiej armii, obecnie strasząca wybitymi oknami. Betonowe bunkry pełnią funkcję obór i stodół. Na trasie polonica – mały barek prowadzony przez parę Polaków. Jedziemy przez tereny księżycowe, podziwiając niesamowitą w swojej konstrukcji konfigurację terenu. Po nieco wyboistej, szutrowej drodze docieramy do celu.

Klasztor w David Garedji

Klasztor w David Garedji ma kilka poziomów. Dolny to cerkiew z niezwykłą ornamentyką sakralną, nieco powyżej wykute w skałach cele dla mnichów. Na wysokości podjazdu brama wejściowa i liczne korytarze i krużganki. Dla osob o sporej kondycji polecam wejście po stromiźnie do położonych kilkadziesiąt metrów wyżej licznych grot z zachowanymi freskami z XI wieku. Miejsce to jest położone kilkadziesiąt metrów od spornej granicy z Azerbejdżanem. Wracamy często w tumanach pyłu do drogi głównej. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów wieś Manavi, ośrodek produkcji narodowego przysmaku zwanego żartobliwie „gruzińskim snickersem” – churczchela. To orzechy włoskie nanizane na nitkę zanurzone w winogronowym soku z dodatkiem mąki. Z Manawi widać położone na pobliskiej górze ruiny antycznej twierdzy Udżarma. Dojazd wyłącznie samochodem z napędem na 4 koła. Z okien samochodu widać zmieniająca się roślinność. Półpustynia przechodzi w liczne zarośla, sporo plantacji winogron. Na wysokości Chalaubani skręt do „Miasta Miłości”, gruzińskiego Carcasonne – Signaghi. Zaglądamy do zespołu klasztornego w Bodbe, gdzie znajduje się sarkofag ze szczątkami Św. Nino, mniszki z Kapadocji, która przyniosła Gruzji chrześcijaństwo. Poniżej klasztoru zajętego obecnie przez mniszki z prężnie działającą szkołą rzemiosła artystycznego znajduje się Św. Źródło. Według wiernych ma ono właściwości uzdrawiające. Aby się do niego dostać, należy pokonać 800 schodków w dół, tyleż w górę, co skutecznie odstrasza wielu ze zwiedzających. Podobno zanurzenie w nim odmładza. Ruszamy do otoczonego murami obronnymi z licznymi basztami miasta. Signaghi jest w sporej części zrekonstruowane i bardzo chętnie odwiedzane przez turystów, którzy wybierają wakacje w Gruzji.

Signaghi

Miasto Signaghi obecny kształt przyjęło w 1770 roku. Nazwa pochodzenia tureckiego oznacza „miejsce schronienia”. Kiedy wrogowie, szczególnie Persowie i Mongołowie, najeżdżali Gruzję okoliczna ludność ukrywała się za potężnym murem. Według legendy znajdująca się na wysokości 750 metrów osada była już znana w XII-XIII wieku w czasach carycy Tamary. Miasto zajmuje powierzchnię 400ha, długość 4 km. Mur obronny wspiera 23 baszt i 6 bram wejściowych. Signaghi jest centrum administracyjnym regionu. W regionie urodzili się wybitni ludzie kultury i sztuki Gruzji m.in. Vano Saradjishvhili – wybitny śpiewak operowy, Sandro Axmeteli, reżyser teatralny, rozstrzelany z rozkazu Stalina w 1937 roku czy światowej sławy prymitywista Niko Pirosmanishvili, znany z piosenki Ałły Pugaczowej ”Milion purpurowych róż”.

Rejon Kakhetii stoi na pierwszym miejscu w Gruzji jeżeli chodzi o zabytki kultury. Jest tutaj około 300 cerkwi i monastyrów. Szczególnie piękna jest zbudowana w IV wieku cerkiew Św. Stefana w Tibaani. Signaghi zwane „Miastem Miłości” jest w sezonie oblegane przez rzesze turystów, ma sporo atrakcji w postaci niezwykle pieczołowicie odrestaurowanego grodu, licznych restauracji i kawiarni. Polecam wizytę w lokalnym muzeum, którego ozdobą jest pochodząca z wykopalisk miniaturowa złota figurka lwa. Całkiem spora jest baza noclegowa m.in Rodzinny Hostel u Davida Zandarashvili tel. +995-599 75-05-10, Hostel u Nany Tel.+995-599-79,50-93, Hostel „Giorgi” – wlaścicielka Manana Gelashvili Tel.+995-599-36-26-18, kolejno hotele „Signaghi”, ”Pirosmani”,”Kabadoni”, „Old Signaghi”.

Lagodekhi

Lagodekhi to niewielkie miasteczko o niespełnionych ambicjach kurortu. Wśród kilkunastu tysięcy mieszkańców jest 14 narodowości. Gruzini, Ormianie, Azerowie, Lezgini, Czeczeni, Osetyńscy, Awarcy, Dagestańczycy, Izydzi, Kurdowie, Grecy, Rosjanie, Białorusini i my z Zosią – jedyni Polacy. Mnie nazywają polskim Gruzinem bo wtopiłem się w tą społeczność. Zosia kierowała 2 lata polską szkółką i teraz jej uczniowie odwiedzają nas przy każdej nadarzającej się okazji. Onegdaj dzieci teraz panny na wydaniu! Region szczyci się znakomitym klimatem. Nazwa miasteczka pochodzi od słów „Łagodny dech”. W końcu XVIII wieku zbudowano tutaj potężne koszary rosyjskiego garnizonu, który strzegł Imperium przed najazdami Persów i Mongołów. Tutaj zsyłano polskich powstańców od czasów Insurekcji Kościuszkowskiej poprzez wszystkie nasze narodowe zrywy. Dzisiaj spotykam sporo osób o polsko brzmiących nazwiskach: Cybulski, Młokosiewicz, Wielengórski, Sztadcki, Dombrowski, Dobraniecki czy Tyszkiewicz. Nie znają języka, chociaż przy każdej okazji podkreślają swoje pochodzenie. Żyją biednie na ile pozwala skromna gospodarka rolna. Uprawiają kukurydzę, bakłażany, arbuzy, ogórki, pomidory, ziemniaki i czosnek. Wielu zajmuje się pszczelarstwem i pędzi doskonały samogon zwany tutaj czaczą. Generalnie w każdym szanującym się domu w specjalnie dla tego celu przeznaczonym pomieszczeniu marani przechowuje się około 1000 litrów wina i połowę tej ilości, czaczy. Ozdoba miasteczka jest wspaniały Park Narodowy będący dziełem rodaka – zesłańca Ludwika Młokosiewicza (1831-1909). Ciągnie się on aż do granicy z Dagestanem i corocznie odwiedzają go tłumy polskich turystów. Oznaczone są trzy trasy do Wielkich Wodospadów, do Małych Wodospadów oraz 50 km do Jeziora Czarnych Skał. Nasz dom nazywany Domem Polskim jest na drodze dojazdowej stąd w sezonie zagląda nas wiele osób w poszukiwaniu czy to noclegu czy podwody czy informacji na temat miejsc wartych zwiedzania. Turyści podróżują grupami, zdarzają się często single. Kiedy jest wysyp owoców szczególnie kiwi czy granatów Zosia obdarowuje gości powtarzając jak jest w zwyczaju miejscowych, że każdy owoc na Kaukazie ma właściwości lecznicze. Jedno na serce, drugie na nerki, trzecie na stawy, czwarte na wątrobę. Gdyby to była prawda tak wiele osób z naszego regionu nie opuszczało by tego padołu ale to szczegóły. Zycie w naszym miasteczku płynie leniwie ku rozpaczy miejscowego szefa policji. Często go spotykam i na moje pytanie „co słychać?” nieodmiennie odpowiada „Batono Jerzy, okropna nuda, nikt nikogo nie zabija, nikt nie kradnie, nikt nie jeździ pijany w sztok A kiedyś to były zbrodnie!”. W Lagodekhi jest wiele miejsc noclegowych w prywatnych pensjonatach oraz w położonym na głównym rynku hotelu. Ceny wahają się od 25 lari do 35 lari w zależności czy konsumujemy dania przygotowane przez właścicieli czy pichcimy sobie sami. Z lokalnego dworca autobusowego odchodzą marszrutki do Tbilisi i Telavi. Wsiadamy i ruszamy dalej na zwiedzanie Kakhetii!

Z naszych okolicznych ciekawostek na czoło wysuwają się dwie – we wsi Heretiskari (15 km od naszego domu) z ziemi tryska gejzer. Miejscowi dokonują w nim oblucji ale taka lecąca bez jednej przerwy fontanna wody aż się prosi o wykorzystanie w celach czy to ogrzewczych czy sanitarnych czy np. w formie zbudowania leczniczych basenów. Nieco dalej jest wieś Bishtek, onegdaj region zamieszkały przez Żydów. Świadectwem ich bytności jest maleńki zaniedbany kirkut. Kilka lat temu koparka wybierajaca ziemię pod budynek natrafiła na ślady osadnictwa scytyjskiego z okresu IV-II w. p.n.e. Spod czerpaka maszyny wysypały się gliniane misy, figurki kultu pogańskiego, srebrne i złote wisiorki i inne przedmioty domowego użytku. Ruszyła armia kopaczy. Zaroiło się od handlarzy. Zawiadomione o odkryciu placówki archeologiczne z braku środków terenu wykopalisk nie zabezpieczyły. W ten sposób pomimo kontrolnych przelotów helikoptera z policją zlokalizowany na kilku hektarach bezcenny skarb kultury prehistorycznej uległ zniszczeniu. Dostałem od przyjaciół kilka skorup, które chronię z wielkim pietyzmem. Mając za plecami granicę z Azerbejdżanem ruszamy w kierunku Telavi. Na 12 kilometrze wita nas spora wieś azerska Kabala. Dalej opuszczona przez Osetyńców wieś Phona. To pozostałości przesiedleńczej polityki Stalina. Okolica bardzo ciekawa i nieodkryta. Według ludności w wysokich górach znajdują się 100 metrowe wodospady, liczne połączone ze sobą siecią korytarzy jaskinie a także zasypane kopalnie złota, których powstanie i eksploatacja datuje się na XVIII wiek. Obecnie tereny odwiedzane są przez przemytników, którzy przechodzą na stronę Dagestanu i dostarczają broń powstańcom. Pierwsza większa miesjcowość to Akhalsopeli. Czasami z Zosią odwiedzamy ponad stuletnią Tamarę Bebo, która wykonuje wspaniałe hafty. Obok jej domu niewielka z kopulastym dachem cerkiewka, przed nią leża gliniane kwewry. W starych domostwach przechowywano w nich zakopanych w ziemi wino, tam ono dojrzewało i pozyskiwało aromat. Kiedy stary dom rozbierano tradycją było przewożenie odkopanych kwewr do miejsc religijnego kultu. Widać czasami droga była zbyt wyboista i gliniany pojemnik porzucano po drodze. Trochę tego nazbierałem i teraz mieszkają w nich nasze ogrodowe jaszczurki. Dojeżdżamy do Kvareli. To niewielkie miasteczko z najstarszą wytwórnią wina w Kachetii – Kindzmarauli Corporation. Zawsze tam wpadamy z grupami bo ciekawy obiekt, bo w programie mamy zawsze degustacje złocistego płynu a dodatkowo turyści kupują ogromne ilość wina i czaczy po cenach detalicznych. W wyłożonej księdze pamiątkowej roi się od polskojęzycznych wpisów. Kvareli to siedziba eparchii prawosławnej. Przyjaźnię się od kilku lat z lokalnym Władyką Nekresi i Lagodekhi, Siergiejem, z którym łączy mnie cukrzyca i troska o poziom moralny gruzińskiej młodzieży. Czasami biesiadujemy w jego rezydencji i wówczas sam Władyka dolewa wino Zosi, co stanowi dowód jego uznania dla żyjących z dala od własnego kraju Polaków. Tak doskonałego wina nigdy nie piłem. Podobno w Gruzji czerwone wytrawne Saperavi z winnicy kvarelskiego monastyru piją wyłącznie Prezydent, Premier, Katolikos Gruzji Ilia II i kilku wyższych urzędników państwowych. No niech tam! Ja generalnie wolę czaczę, dobrze schłodzoną, z niewielka ilością miodu produkcji lagodeskich mistrzów. „Czacza Sasza autorstwa Aleksandra Kwoka to remedium na wszystko a szczególne na depresję.

Autor: Jerzy Ciemnołoński, Tamada

Odkryj więcej ciekawych miejsc!

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2024 Tamada Tour

Realizacja: Codenest